Biegnę jutro w „biegu niepodległościowym” w Poznaniu. Decyzję podjęłam dość spontanicznie. Z jednej strony miło będzie wrócić wspomnieniami do czasów studenckich, a z drugiej – chyba potrzebuję takiego namacalnego dowodu na to, jak słaba jestem. Jakkolwiek paradoksalnie może to brzmi, ale chciałabym, żeby ta dyszka mnie mocno stłamsiła. Może wtedy w końcu się obudzę i wrócę do REGULARNYCH treningów…
Bo jadę tam kompletnie bez formy. Każdy czas poniżej 60 minut będę musiała uznać za „sukces”. Choć czas, czasem. Jadę tam też po to, by cieszyć się każdym krokiem i dziękować za to, że ktoś kiedyś powalczył o to, bym dziś mogła żyć w wolnym kraju…