Maj 2019. Szkolny korytarz. W rozmowie z Panią Dyrektor słyszę – „Tylko nie wiem, co z wychowawstwem…” Odpowiadam – „Ja jak byłam wychowawcą w Krzęcinie, to uważałam to za największe błogosławieństwo.” „Aha, rozumiem.” – Pani Dyrektor się uśmiecha i znika za drzwiami sekretariatu.
Powiem szczerze – ja nie rozumiałam nic. Stałam na środku korytarza i zastanawiałam się, jak bardzo się zbłaźniłam. Mimo, że odpowiedziałam tak, jak czułam w serduchu. Długo nie wiedziałam, czy w końcu mam to wychowawstwo, czy nie. Ale nie szłam dopytać, bo bałam się, że motyle w brzuchu mogą zniknąć…
Aż któregoś dnia się odważyłam. Usłyszałam – „No tak. Oczywiście.”
Byłam w raju.
I wcale nie chcę z niego wychodzić…
I wiecie co? Wierzę, że wcale nie muszę…
Ale po kolei…
Na pierwszej wywiadówce (6 klasa) powiedziałam Waszym rodzicom, że jesteście dla mnie ważni i obiecałam, że swoją pracą to pokaże. 3 lata później wiem, że jesteście dla mnie jeszcze ważniejsi. I mam nadzieję, że Wy też o tym wiecie. I co ważniejsze, czujecie.
Choć wiem, że nie każdy czuł się przy mnie dobrze. Przepraszam, że nie potrafiłam sprostać wszystkim oczekiwaniom. I dziękuję, że mimo wszystko wytrzymaliście ze mną tyle czasu.
A domyślam się, że łatwo nie było… 😉
Wiem, że czasem Was wkurzałam (zdarzało się, że Wy mnie też ;P). Ale wiecie co? Nie robiłam tego specjalnie. Możecie mi wierzyć, albo nie. Ale serio, nigdy nie prowokowałam specjalnie sytuacji, w których mógłby być jakiś „kwas” między nami. Czasami po prostu mieliśmy inne oczekiwania wobec siebie…
Wiem, że może czasem wolelibyście, żeby Wasza wychowawczyni się lepiej prezentowała. Tymczasowe ja niemal zawsze w dresie i kitce. No cóż. Z sukienką i w szpilkach jakoś mi nie po drodze.
Wiem, że czasem mieliście dość wfu ze mną. Ale ja serio nie uważam, żeby one były jakieś mega ciężkie. Czasem sobie trochę pobiegaliśmy, po prostu… 😉
Wiem, że może czasem wolelibyście na wychowawczej wyciągnąć komórki i móc porobić „nic”. Tymczasem, ja zawsze wyskakiwała z jakimś tematem. No cóż. Uważałam, że to jest moje 5 minut w Waszym życiu. Chciałam je jak najlepiej wykorzystać. Tak wiem – nie zawsze wychodziło.
Ej, ale śniadanie Wam pozwalałam zjeść na wychowawczej ;P I dziękuję, że Wy pozwalaliście mi żuć gumę, kiedy moja krtań już nie dawała rady…
Pamiętacie w ogóle wychowawczą, kiedy do Was tylko pisałam?
Jechałam z jednej szkoły do drugiej i zastanawiałam się w aucie, jak niby poprowadzę zajęcia, jak już prawie w ogóle nie mówiłam. I wpadłam na to, że otworze worda i będę do Was pisać i wyświetlać tekst na rzutniku. I nie wiem, czy to element zaskoczenie, czy Wasza empatia (chcę wierzyć, że to drugie :D), ale Wy naprawdę byliście wtedy, jak do rany przyłóż i wzajemnie się uciszaliście i pilnowaliście. Dziękuję!
Wiem, że czasem wolelibyście, żebym się tak nie „spinała” i tyle o Was nie wiedziała. No cóż. Ja po prostu naprawdę słuchałam, co do mnie mówicie. A potem łączyłam kropki… 😉 I serio Was nie stalkowałam. Nie musiałam. Wystarczyło słuchać i chcieć być obok.
A lubię. Bardzo lubię być obok Was. I z Wami też.
I dziękuję, że wpuszczaliście mnie do swojego świata (jedni bardziej, inni mniej – szanuję to) i pozwalaliście być obok. To chyba było dla mnie największą nobilitacją i zaszczytem. Jeśli czasem próbowałam gdzieś się wepchnąć sama, to przepraszam. I jeśli kiedyś nie zauważyłam otwartych drzwi lub nie usłyszałam zaproszenia, to tym bardziej przepraszam…
Dziękuję też za wszystkie wspólne wycieczki. Te jednodniowe, gdzie chcieliście ze mną skakać na trampolinach, grać w piłę nad morzem, śmigać na łyżwach, czy chodzić na seanse kinowe (Z Wami nawet „Czarny młyn” mogę oglądać… :D) I te kilkudniowe wyprawy. Wprawdzie w Toruniu jeszcze się siebie uczyliśmy… Ale Zakopane to już majstersztyk… Dziękuję za Waszą postawę!
Dziękuję, że pokazaliście mi, że pizza na wigilii klasowej też jest całkiem spoko 😀
Dziękuję, że jak pisałam do Was na grupie nawet późną porą, to średni czas odpowiedzi wynosił jakieś 3 sekundy 😀
Co poniektórzy wiedzą, że ja dla Was też byłam dostępna 24h na dobę… 😉
Dziękuję za te wszystkie pieśni, piosenki i „Barkę”, nie tylko o 21:37… 😉 Dziękuję, że szanowaliście moje poglądy i wierzenia. Wiem, że czasem się nabijaliście ;P Ale nigdy nie czułam w tym chamstwa i złośliwości. Zazwyczaj śmieszkowaliśmy razem. Sami z siebie 😀 I przepraszam, że ja nie znam wszystkich Waszych piosenek. Ale wiecie co? To chyba lepiej dla mojej psychiki.. ;P
A bywało z nią różnie… Kryzysów miałam wiele. Pamiętam jak na początku 7 klasy poszłam do Pani Pedagog i powiedziałam „Wszystko mi się rozjeżdża. Jak można mówić o indywidualnym podejściu przy 30 osobach w klasie?” Czasami naprawdę było ciężko. O pewnych rzeczach mówiłam Wam wprost. Ale dużo częściej starałam się, żebyście niczego nie zauważyli. Choć wiem, że co niektórzy i tak wyłapali więcej. Dziękuję za wsparcie jakie mi wówczas okazywaliście. Czasem nic nie mówiłam, ale naprawdę to czułam…
Musimy rozliczyć się z jeszcze jedną sprawą… Za każdym razem, gdy coś tam dla Was „wydziergałam”, to zadawaliście mi te dwa pytania:
„Chciało się pani dla nas to robić? Skąd pani bierze te pomysły?” Mówiłam, że nieistotne, czy mi się chciało, czy nie. Jak Wam się podoba, to było warto. I, że na koniec 8 klasy odpowiem Wam bardziej na te pytania. Twierdziliście, że na pewno zapomnę. Powiedziałam, że tego nie można zapomnieć. Pamiętam. Każdego dnia o tym pamiętam…
Wiecie co było powodem, dla którego to robiłam i mi się chciało? WY.
Wiecie skąd czerpałam inspirację? Z relacji z WAMI.
I z całego serca życzę Wam, żebyście spotykali w swoim życiu ludzi, którzy będą sprawiali, że będzie Wam się chciało bardziej. Będą dla Was wystarczającą motywacją, by robić coś więcej, nie oczekując niczego w zamian. Będą dla Was zapalnikami, by stawać się lepszymi. Takich ludzi, dla których chce się bardziej, lepiej, mądrzej…
Takich, jakimi Wy jesteście dla mnie…
To był mój cichy sposób na pozakazywanie Wam, że jesteście dla mnie ważni. Na tyle ważni, by zarywać te nocki, kleić sobie palce klejem szybkoschnącym lub na gorąco, brudzić dłonie markerami, malować 30 portretów (nawet nie wiecie, ile wtedy fajnych rzeczy w Was zauważyłam), jeździć po wszystkich marketach i szukać odpowiednich cukierków, wykupywać pół sklepu Action (bo tam zawsze była masa „przydasiów” do wykorzystana w pracach dla Was), jechać do Biedronki o 23:30 z nadzieją, że wystawią już towar na kolejny dzień i jako pierwsza dostanę 30 lodów Ekipy, które miały pojawić się następnego dnia (jakże płonne były me nadzieje…), zrobić sobie tourneé po 30 domach (w sumie to tych domów było ze 40, bo zapomnieliście podać m aktualnych adresów…), by mimo nauki zdalnej wręczyć Wam świąteczny upominek i przede wszystkim móc Was zobaczyć choćby przez chwilę…
Znacie to stwierdzenie, że „przytulanie jest cichym mówieniem, że jesteś dla mnie ważny”? To teraz już wiecie, czemu tak często wyciągałam ręce do misia-przytulaka…
A jeśli chodzi o pomysły, to powiem Wam, że miłość jest bardzo twórcza i kreatywna…
Ja chciałabym umieć, tak jak mój Mentor (myślę, że znacie mnie już na tyle, że wiecie, kto jest w moim życiu Number One ;)) – kochać każdego człowiek, który pojawi się na mojej drodze, patrzyć na niego z takim miłosierdziem, z jakim Bóg patrzy na mnie…
Słowo klucz „kochać”. Nierzadko Wam je powtarzałam. I myślę, że rozumieliście o jaką miłość mi chodzi. Po „naukowemu” mówi się na nią – miłość agape.
Właśnie takiej miłości w życiu życzę Wam jak najwięcej…
Nie bójcie się jej brać i dawać…
„Najhojniej obdarzona czuję się,
kiedy ode mnie coś przyjmujesz –
gdy rozumiesz radość, z jaką
składam ci dar.
I wiesz, że robię to nie po to,
abyś miał u mnie dług,
lecz po prostu chcę, żeby moja miłość do ciebie
dała owoce.
Z wdziękiem brać –
kto wie, czy to nie największy dar.
W ogóle nie rozróżniam tych dwóch
stron medalu.
Kiedy mi coś dajesz,
oddaję ci swoje przyjmowanie.
A kiedy bierzesz ode mnie, taka się czuję
obdarzona.”
– Ruth Bebermeyer (z książki „Porozumienie bez przemocy” – M. B. Rosenberg)
Ten cytat bardzo mocno oddaje sens mojego podejścia do pracy z Wami…
Ale dobra, kończę już, bo mogłabym tak bez liku pisać i przytaczać historie z Wami. Bo niejednokrotnie byliście pierwszoplanowymi bohaterami mojego życia przez te 3 lata. I tu wracamy do początku listu…
3/2 lata temu (8 Osób dołączyło w 7 klasie) dopiero się poznawaliśmy.
Dziś niby się żegnamy.
Ale wiecie co? Wy nie znikacie z mojego życia. Na zawsze lądujecie głęboko w moim serduchu… I mam nadzieję, że choćby dla części z Was, ja też nie zniknę. Choć w pełni szanuję Wasze wybory i na siłę nie będę się narzucać.
Oprócz tego spotkania za 10 lat… 😉 Pamiętajcie, że mam Wasze „książeczki” i adresy. Będę Was szukać!
I mam nadzieję, że pozwolicie się znaleźć…
8D, kocham Was!
Wasza KP
PS. Wszystkim życzę takiej relacji, gdzie nawet jak się boisz, to i tak wsiadasz na Hyperiona, bo tam idą „twoje Dzieci”… 😉
PS.2. Ten list jest napisany bardzo swobodnie. Niektórych może dziwić mój język. Sposób w jaki odnoszę się do swoich Uczniów. Może mało belferski. Może dla niektórych niezrozumiały. Nieważne. Ważne, że Uczniowie zrozumieją 😉
Jak miło czytać Takich odczuć jeszcze wiele przed Tobą, Kasiu. Powołanie w tym zawodzie jest bardzo ważne. Życzę Ci, żeby uczniowie wspominali Ciebie tak ciepło, jak Ty ich. Pozdrawiam serdecznie moja była uczennico