Przejdź do treści

WYCHOWANIE

Podejrzewam, że:
Ludzie, którzy mieli trudniejszy start w życiu, szybciej osiągają sukces, niż ci, którzy mieli większe wsparcie na początku.

Nie wiem, czy są na ten temat jakieś badania. Wnioskuję z tego co widzę/czytam i przede wszystkim z własnej perspektywy.

Cały ten wpis sprowokowany jest zdaniem, które powiedziałam kiedyś do Mamy, że przez to, że Rodzice nie kazali mi pracować podczas studiów, dziś trudniej odnaleźć mi się na rynku pracy.

Z perspektywy czasu widzę, że stwierdzenie to:
– jest różnie (nad)interpretowane
– było niesprawiedliwym zrzucaniem odpowiedzialności za swoje życie na Rodziców

Teoretycznie podczas studiów od czasu do czasu jakąś pracę się łapało, ale praktycznie wyglądało to tak, że gdy robiło się ciężko, Rodzice zawsze powtarzali, że nie mam takiej sytuacji, żebym musiała pracować kosztem studiów. „Na chleb i do chleba Ci nie brakuje”. Dlatego wtedy rezygnowałam i skupiałam się na nauce. Zresztą z niezłymi wynikami…

W szkole świadectwa z czerwonym paskiem, wyróżnienia, nagrody. Na studiach stypendium rektora dla najlepszych studentów. Zawsze w czubie, liderując bądź przebywając blisko najlepszych. Gdy dostałam z czegoś 4 pojawiało się pytanie „a dlaczego nie 5?”. Na obronę mówiłam „A X dostał/a 3”. Słyszałam w odpowiedzi „Nie obchodzi mnie X. Trzeba równać do najlepszych.” To równałam…

Takie spełnianie oczekiwań pokładanych w tobie. Zawsze grzeczna, ułożona. Przewidywalna. Jedna z lepszych, ale niewyróżniająca się z tłumu, bo po co się wyróżniać.  To Myslovitz śpiewali „inność rodzi złość”. Więc żeby złości nie było – nie było szaleństw. Zachowanie zawsze wzorowe.

I powstał obraz idealnej córki, wnuczki, uczennicy itp.
A wraz z nim obawa, że na tym „idealnym” obrazie mogłaby pojawić się rysa. Strach przed porażką.
Bo przecież zawsze w gronie tych „naj”, więc co by było gdyby nagle coś się nie udało, coś poszło nie tak?

Rewelacyjnie przedstawia to w swojej książce „Nowa psychologia sukcesu” Carl Dweck.  Dzieciak w obawie przed porażką nie podejmuje działania. Albo podejmuje tylko takie, w których ma pewność, że sobie poradzi. Wtedy zawsze może powiedzieć, że „gdyby chciał to mógłby dokonać tego, czy tamtego”. Gdy jednak spróbuje i coś mu nie wyjdzie, już tak powiedzieć nie może… Czar prysł. Błędy zostają obnażone. We własnym mniemaniu nie jest już tym, za kogo go wszyscy dookoła postrzegali. Teraz jest przegranym. Więc po co się narażać? Lepiej nie podejmować działania i być „domniemanym mistrzem”.

Zatem jeśli wychowujesz się we wspierającym środowisku trudniej popełnić ci błąd. Nie dlatego, że jesteś takim geniuszem. Ale dlatego, że chcąc spełniać pozytywne oczekiwania wobec ciebie, rzadziej podejmujesz ryzyko. A nawet gdy już je podejmiesz, to bliscy i tak pomogą ci tak, żebyś mimo wszystko nie zaznał smaku porażki. Czyli jesteś niejako chroniony przed kłopotami, czy trudnymi sprawami. Ale życie nie polega na tym by ich unikać. Raczej na tym, by dzięki nim wzrastać.

Gdy zaś tego wsparcia ci brakuje, sam szukasz rozwiązań. Jesteś zmuszony podejmować różne działania. A im więcej działasz, tym masz większą szansę na porażkę. A porażka jest pierwszym krokiem do sukcesu…

I nie chciałabym by cokolwiek z tego co napisałam powyżej, było odbierane jako zarzut do moich Rodziców. Bo mam ich najcudowniejszych na świecie! I pięknie byłoby, gdyby każde dziecko mogło tak powiedzieć o swoich. A wiem, że nie może.

Tym większą czuję wdzięczność…

Bo w domu nigdy nie śmierdziało gorzałą, czy papierosami. Nigdy na nic nie brakowało (a przynajmniej ja nigdy tego nie odczułam), zawsze miałam poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.

Mam świadomość, że moi Rodzice zrobili wszystko co w Ich mocy, by wychować mnie z Magdą jak najlepiej. A jeśli popełniali błędy, to tylko dlatego, że byli przekonani, że robią dobrze.

Zresztą trwa to do dziś…

Gdy mówię, że zapisałam się na maraton, pojawia się troskliwe wsparcie „ale po co, na co, może lepiej odpuść, nie ryzykuj” itp. 😀 I wiem, że to nie dlatego, że nie chcą, żebym realizowała swoich celów. Tu chodzi o bezpieczeństwo. Dla rodziców życie dziecka zawsze będzie priorytetem. A jeśli pojawia się coś, co mogłaby je narazić, zapala się czerwona lampka.

Gdybyś miał jakąś wielką życiową szansę, ale niosłaby ona ze sobą zagrożenia (a jaka szansa tego nie robi…? ;)) to rodzic będzie Cię od niej odwodził. A przynajmniej zadawał setki pytań, czy aby na pewno gra jest warta świeczki. Nie dlatego, że nie chce żebyś z tej szansy skorzystał. Ale dlatego, że chce Cię chronić. I mimo, że nie zawsze ma racje, zawsze działa w dobrej wierze.

I jeszcze jedna rzecz. Najistotniejsza. Za nią jestem najbardziej wdzięczna swoim Rodzicom. Jest to wiara w Boga, którą mi przekazali. Mogłabym nie dostać niczego innego, a jeśli miałabym Boga to miałabym wszystko.

Czyli… tak, mam wszystko 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *