Przejdź do treści

WINGS FOR LIFE

WingsforLife

 

Bieg dla tych, którzy nie mogą.
Pierwsza edycja na świecie.
Poznań, 2014 rok.
Wspólny start o tej samej godzinie w ponad 30 krajach na świecie.
100% wpisowego przeznaczone na badania nad leczeniem urazów kręgosłupa. (pomijam podatek – no comment…)

Czy mogłoby mnie tam zabraknąć?
Niby nie. Ale…
Gdyby nie wypadek wujka w 2010 roku to, kto wie jaka byłaby moja wrażliwość na tę sprawę.
Czy nadal zauważałabym nierówności na drodze?
Czy byłabym świadoma niedogodności świata nieprzystosowanego do niepełnosprawności? Paradoksalnie, samego w sobie czasami tak bardzo niepełnosprawnego…
Czy Mama wiedziałaby o urazach rdzenia kręgowego więcej niżby chciała?
Czy wujek byłby takim człowiekiem, jakim jest teraz?
A może przeszłabym koło tego wydarzenia obojętnie. Potraktowała to, jak kolejną imprezę masowo-biegową. W dodatku ze stosunkowo wysokim wpisowym.
Może. Nie wiem.

W każdym razie biegłam. Dla wujka, dla idei, dla wyrażenia wsparcia dla takich inicjatyw, dla tych co (jeszcze) nie mogą.

Założyłam sobie, że chcę przebiec 15 km zanim dogoni mnie auto. Było dość słonecznie i wietrznie. Trasa po 12 km wydawała mi się niekończącą wspinaczką. Górka, chwila płaskiego i nadzieja, że jak było pod górkę to może teraz będzie z górki, zakręt i… kolejny podbieg. I tak do trochę ponad 18 km. Jak było dalej? Nie wiem, ale podejrzewam, że podobnie.
Swoją drogą znów ciekawa rzecz. Do 15 km biegłam „do przodu”. Gdy już swój cel osiągnęłam, w głowie coraz częściej pojawiała się myśl niczym ze Shreka – „Daleko jeszcze? No to daleko jeszcze, czy nie?!” Niby starałam się dobiec jak najdalej, ale tak, po cichu chciałam już, żeby pojawiło się auto. Ta ruchoma meta pokazuje mi jak wielkie znaczenie ma głowa…

Trzeba dodać, że genialną pracę wykonali rowerzyści, którzy informowali, że już niedługo zostaniemy dogonieni. Świetnie mobilizowali. Jeden z nich widząc, że staram się równać do jego tempa, zwolnił trochę i pozwolił mi się „uczepić” jego tylnego koła. Tym sposobem pociągnęłam jeszcze kilkadziesiąt(set?) metrów. Na koniec starałam się ścigać z samochodem, ale wymiękłam po jakiś 50 metrach może 😀

Ważna rzecz – to był pierwszy bieg, w którym biegłam z kimś znajomym. Fajnie jest widzieć, że to co się robi ma wpływ na innych. (Czasami mam wrażenie, że to w ogóle sens życia…) W każdym razie wtedy dołączyła do mnie Paulina. Teraz swój biegowy debiut ma za sobą Szwagier, a w niedalekiej przyszłości prawdopodobnie dołączy do nas mój Tata…

Dzieje się 😀

Z Paolą ;D

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *