Przejdź do treści

What’s up?

Dzieje się magia.

Nie potrafię tego opisać, a tym bardziej zrozumieć.

Od początku roku szkolnego dochodziły mnie słuchy, że kontakty ze swoimi (byłymi) Uczniami powinnam wyciszać. Że skoro już nie pracuję, to nie powinnam się angażować…

I gdybym te sygnały dostawała od Uczniów lub Ich rodziców, to i owszem – najprawdopodobniej bym odpuściła. Ale pochodziły od innych osób. Szanuję Ich zdanie, ale… mam własne 😉

Nie wyobrażam sobie, że po tym, jak komunikowałam Uczniom, że są dla mnie ważni, teraz nagle mówię „do widzenia” i odchodzę. Nie po tylu wspólnych godzinach rozmów, przygód, śmiechów… Zbyt wiele nas połączyło, by teraz jedno „do widzenia” mogło rozdzielić. Dlatego jeśli dziś się żegnamy, to tylko po to, by jutro znów się przywitać. I tak w kółko.

Bo choć minęły ponad 3 miesiące odkąd nie pełnię funkcji Ich nauczyciela, wychowawcy, to moje relacje z wieloma z Nich są nadal silne. Praktycznie każdego dnia rozmawiam z którymś Uczniem, a najczęściej kilkoma.

Nadal działam z Dziewczynami na naszej wspólnej grupie na FB (założyłam ją w pierwszych tygodniach swojej pracy). Wymyślam różne rzeczy, żeby tylko Je jakoś zaktywować, pobudzić do działania, myślenia, chcenia od życia więcej…

Nadal piszę do swojej (byłej) klasy posty na grupie na FB… Pod koniec wakacji zaprosiłam Ich na wspólnego grilla (to nic, że potem przez tydzień miałam na obiad kiełbasę… 😀 ) i planuję kolejne spotkania klasowe.

Bo tak się zastanawiam, czy nauczyciel to ktoś, kto jest na rok, dwa, ewentualnie jak ma wychowawstwo to na trzy lata? I w drugą stronę – czy Uczeń też jest tylko na czas szkoły? Czy po tym wspólnym czasie przestajemy dla siebie istnieć? Może i „dzień dobry” sobie na ulicy mówimy, ale nie ma to większego znaczenie.

Wiem jedno. Moi Uczniowie mają dla mnie ogromne znaczenie. Gdy Ich spotykam, to mam ochotę zrobić z Nimi „misia-przytulaka”. Ja – introwertyk… 

Gdy żegnałam się z Nimi, powiedziałam, że nadal chciałabym być obecna w Ich życiu, ale tylko i wyłącznie, gdy również będą tego chcieli. I wierzę, że niektóre relacje faktycznie będą do końca życia…

Bo gdy widzę wyraźną zachętę – zielone światło, by móc nadal być blisko, to z ogromną radością z tego korzystam. Może mój czas wcale się jeszcze nie skończył. Może nadal mogę zrobić wiele dobra…

Każdego dnia pracy prosiłam Boga, że jeśli w jakiś sposób mogę uczynić życie tych Dzieciaków lepszym, to żeby się mną do tego posłużył. Teraz ta modlitwa się nie zmieniła. Bo widzę, że nadal mogę. Mimo, że mnie tam (w szkole) z Nimi nie ma, to nadal w jakimś stopniu działam w Ich życiu…

I gdy dzielą się ze mną tym co u Nich, to… czasem mam ochotę płakać z wdzięczności.
Jak słyszę o kolejnych pokonanych kilometrach, ćwiczeniach fizycznych, uczeniu się materiału do przodu, uczeniu się w weekendy (a nie na chwilę przed dzwonkiem na lekcję), kolejnych czwórkach i piątkach (gdzie wiem, że w poprzednim roku często były problemy, by zdobyć w ogóle pozytywną ocenę), gdy informują mnie, że czytają, prowadzą blogi, piszą pamiętniki, robią coś więcej dla siebie i nie tylko, to… w połączeniu z Ich uśmiechniętymi zdjęciami (jakimi niekiedy się ze mną dzielą) jest to dla mnie największą nobilitacją jaką mogłabym sobie wyobrazić. 

Podsumowując – dzieje się magia.
Nie wiem dlaczego, nie wiem skąd to wszystko, ale… cieszy moje serce. Ogromnie!

I tak wiem, chrześcijanie w magię nie wierzą. Tylko, że tą moją „magią” jest sam Bóg… 😉

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *