W tym roku chodziłam na roraty tak systematycznie, jak jeszcze nigdy prędzej. W dodatku ani razu się nie spóźniłam. Ok, wiem – to powinno być czymś normalnym. Ale tak z rana, to przecież różnie mogło bywać… 😉
I tak mi się przypomniała historia sprzed trzech lat, która miała miejsce kiedyś na stancji w Poznaniu, a o której pisałam na swoim starym blogu.
Przytaczam:
Na początku grudnia:
– Kasia nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Ty zamierzasz chodzić na 6:15 rano na roraty?
– No zamierzam, jutro idę.
– Poje**** Cię?!
– Nie sądzę.Kilka dni później:
– Kasia jutro też idziesz na roraty?
– Tak.
– A mogę iść z Tobą?I stał się cud
Bo cuda dzieją się częściej niż nam się zdaje… 😉